Rozdział IV w którym okazuje się, że Tygrysy nie łażą po drzewach

 

Zastał Prosiaczka zajętego kopaniem małej jamki w ziemi tuż pod domem. – Dzień dobry, Prosiaczku! – powiedział Puchatek.
– Dzień dobry, Puchatku! – odpowiedział Prosiaczek podskakując ze zdziwienia. – Wiedziałem, że to ty.
– I ja wiedziałem – rzekł Puchatek. – A co robisz?
– Sadzę żołądź, Puchatku, żeby mi wyrosła w duży dąb, na którym będę miał moc żołędzi tuz pod domem, żebym nie musiał chodzić po nie całymi milami. Rozumiesz, Puchatku?
– A jeśli nie wyrośnie? – spytał Puchatek.
– Wyrośnie, bo Krzyś powiedział, że wyrośnie, i dlatego właśnie sadzę.
– No, dobrze – powiedział Puchatek – a gdybym ja posadził plaster miodu pod moim domem, czy wyrośnie z niego ul?
(…)
– Zresztą Puchatku, sadzenie jest to bardzo trudna rzecz, chyba że wiesz, jak się to robi – powiedział, po czym wsadził żołędzie do jamki, którą wykopał, przysypał ją ziemia i skoczył na nią.
– Wiem – rzekł Puchatek – bo Krzyś dał mi nasienie nasturcji i zasiałem je, i potem wyrosło mi dużo kwiatów przed domem.