Rozdział IV ponownie

  • Drukuj


w którym okazuje się, że Tygrysy nie łażą po drzewach

– Nie zdziwiłbym się wcale – mówił Kłapouchy – gdyby jutro spadł porządny grad, gdyby się rozszalała zamieć i licho wie co to. To, że dziś jest ładnie, to jeszcze nic nie znaczy. Z tego nie można wyciągnąć żadnych wnio… czy jak to się mówi. Ale mniejsza o to. Z tego w ogóle nic nie można wyciągnąć.To jest zaledwie jakiś ślad pogody.
– O, Puchatek! – widząc go z daleka zawołał Krzyś, który nie bardzo dbał o to, jak będzie jutro, póki go jeszcze nie było. – Jak się masz Puchatku?
(…)
– I gdyby grzbiet Kłapouchego nagle się złamał, to byłoby dużo śmiechu. Cha, Cha! Dobra zabawa – rzekł Kłapouchy – ale w gruncie rzeczy mało skuteczna.
– Tak – rzekł potulnie Prosiaczek – ja myślałem…
– Czy na pewno złamałoby ci grzbiet, Kłapouszku? – spytał Puchatek bardzo zdziwiony.
– I to właśnie byłoby najzabawniejsze, Puchatku. A czy na pewno – to byłoby wiadomo dopiero potem.